Ostatnim wieczornym pociągiem docieram do Lublany. Nie jest do długi odcinek, raptem może jakieś 130 kilometrów. Na granicy zapada zmrok, dzięki czemu widać, jak pięknie pakuję się w samo centrum burzy. Mniej więcej na wysokości Postojny leje na całego, jakby cała woda świata wylewała się z wiader na pociąg, którym właśnie jadę.
17 sierpnia 2021
16 sierpnia 2021
ostatnie kilometry do Rijeki
Topografia półwyspu Istria wcale nie ułatwia mi dotarcia do celu. Wschodnia część jest bardziej wypiętrzona i górzysta, a przecież to tę część trzeba pokonać, chcąc dostać się do dworca w Rijece. Różnice poziomów, które w Limskim Kanale potrafiły mieć sto metrów, wydają się niczym w porównaniu z trzystumetrowymi ścianami na wschodzie. Ostatnie sześćdziesiąt kilometrów będzie wyzwaniem okraszonym niezapomnianymi widokami.
15 sierpnia 2021
wschodnia Istria to nie taka bułka z masłem
Wszystko, co dobre, szybko się kończy. Leżenie plackiem na plaży kończy się czasem jeszcze szybciej. Początkowo planowałem zostać w kompleksie Štoja cały weekend, jednak ostatecznie ograniczyłem się do soboty, bo słońce spiekło mnie jak bekon do jajecznicy i nie wyobrażałem sobie co by było po drugim takim dniu. Wystawianie się na jego promienie w kolejnym dniu może być co najwyżej proszeniem się o kłopoty. Pozostaje tylko spakować się i ruszyć w dalszą podróż.
13 sierpnia 2021
zgarniam Pulę promieni słonecznych
Wieczorem poprzedniego dnia na Zelenej Lagunie poznałem bardzo miłą i uczynną rodzinę ze Świdnicy. Wstępnie, moje założenia były inne: zaczepienie się tutaj na kilka nocy i po prostu wypoczynek na słońcu. Skutecznie odstraszyła mnie jednak cena za dobę, a pomogło również to, że plaża daleka od ideału, a znajomi też zwijali się następnego dnia.
12 sierpnia 2021
Istria dokładnie taka, jaką pamiętam
Tytuł tego posta jest nieco przewrotny, bo nasuwa raczej pozytywne konotacje, a ja wcale nie mam wrażeń pozytywnych, wręcz przeciwnie! Półwysep jak był zepsuty moralnie, tak moim zdaniem jest nadal. I nie chodzi mi absolutnie o plaże czy ośrodki FKK, bo to nie jest moralne zepsucie. Chodzi o podejście do klienta oraz oczywiście o ceny. Ale o tym za chwilę.
11 sierpnia 2021
meta Alpe Adria, a ja kręcę dalej
Do mety szlaku Alpe Adria zostało mi jakieś dwanaście kilometrów po bardzo płaskim terenie. Pozbierałem się sprawnie i przed dziewiątą byłem już w trasie. Tego dnia najtrudniejszym odcinkiem miał okazać się Triest – jak mawiam: europejskie San Francisco: port a zarazem miasto, położone na stromo opadającym do morza brzegu. Słowem: golgota rowerzysty.
10 sierpnia 2021
ciało Italia!
Wtorek, 10 sierpnia to pierwszy dzień w moim życiu, w którym, pchany (a może ciągnięty?) wyłącznie siłą mięśni, dotarłem do granicy włoskiej, i to wcale nie najkrótszą drogą. Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie każda kolejna granica w Europie to jakiś swoisty next-level. Czy powód do dumy? Nie, może nie aż tak. Ale na pewno kolejny poziom, jakieś trofeum.
09 sierpnia 2021
rajd po Karyntii, czyli słoneczna (lepsza) strona Alp
W okolicy Villach skręca się dość ostro w prawo, na zachód, po czym pozostaje jakieś dwadzieścia parę kilometrów do włoskiej granicy. Poniedziałek w porównaniu z dniem wczorajszym to iście relaksacyjny zjazd z Wysokich Taurów, najpierw w dół, z biegiem rzeki Möll, później Drawy i tak aż do Villach. Potem jest pod górkę, ale znów w górę rzeki (tym razem Gail) więc bez szału i nawet w końcówce dnia ten odcinek nie stanowi problemu.
08 sierpnia 2021
nikt nie mówił, że będzie lekko
Gdy uprawiasz dowolny rodzaj turystyki albo sportu, zapewne znasz to uczucie, kiedy rano wstajesz i wiesz, że czeka cię najtrudniejszy dzień całego wyjazdu. Nie chce ci się wtedy wstawać i mimowolnie szukasz sposobu, jak odsunąć od siebie ten problem. A kiedy niechęć dodatkowo wzmacnia niepewna pogoda, jest już praktycznie przewalone. Dziś rano jest dokładnie tak: chłodno, poranne niebo dosyć szczelnie zasnute chmurami i tylko prognozy w miarę pocieszające.
07 sierpnia 2021
Alpe Adria czas zacząć
Dziś sobota. To TEN dzień – dojadę do startu szlaku Alpe Adria i zrobię nim pierwsze kilometry w kierunku Adriatyku. Od rana świeci słońce, robi się coraz cieplej, zupełnie, jakby pogoda chciała razem ze mną uczcić tę skromną uroczystość.
06 sierpnia 2021
witamy w Alpach
Szósty albo siódmy (zależy jak liczyć) dzień wyprawy rozpoczął się chłodno i pochmurno, ale przynajmniej nie padało. Mogłem spokojnie osuszyć namiot, spakować się i ruszyć w dalszą podróż, która tym razem miała upłynąć pod znakiem spokojnego, ale jednak permanentnego pięcia się w górę – z dwustu-kilku na ponad pięćset metrów nad poziomem morza. Wisienką na torcie okazały się widowiskowe panoramy na Alpy, górujące majestatycznie nad jeziorem Attersee.
05 sierpnia 2021
Au, kibluję!
To nie krzyk rozpaczy, choć w czwartek nie robię ani kilometra. Pauzuję w Au and der Donau na kempingu o tej samej nazwie – w niewielkiej miejscowości nad samym Dunajem, jakieś dwadzieścia kilometrów od Linz, nieopodal ujścia Enns.
04 sierpnia 2021
w górę Dunaju
Środa, piąty dzień trasy. Obudziłem się po siódmej i zorientowawszy się, że nie jestem w namiocie tylko na zapleczu świetlicy kempingowej, szybko pozbierałem się i uprzątnąłem legowisko. I dobrze – za kilka chwil zaczęli pojawiać się pierwsi zainteresowani, czy to w celu odłączenia i zabrania naładowanej komórki, czy to po swoje produkty z publicznej lodówki, która też znajdowała się w pomieszczeniu. Widząc mój dobytek, osoby te starały się ograniczać swoją ingerencję do minimum. Z drugiej strony czułem presję, by jak najszybciej pozbierać się i wyprowadzić rower na zewnątrz, i nie wprowadzać niepotrzebnych utrudnień.
03 sierpnia 2021
cyklista na tropie musztardy
Rozstawienie namiotu na uboczu kempingu okazało się bardzo dobrym pomysłem. W drodze do toalet, mimo środka tygodnia, już od rana tłoczno i gwarno, a ja byłem gość, bo miałem świetną miejscówkę wśród drzew i wokół ledwie kilku moczykijów. Wtorek rozpoczął się piękną słoneczną pogodą. To dobrze, bo na dziś cel minimum to wjazd do Austrii, a w wersji ambitniejszej, osiągnięcie linii Dunaju.
02 sierpnia 2021
wśród pól i winnic przez Południowe Morawy
Poniedziałek rozpoczął się niemrawie. Niebo zdążyło się zaciągnąć chmurami i choć nie było chłodno, to jednak bywało lepiej. Pomyślałem sobie: grunt, że nie pada. Pokrowiec na rower, który kompletnie przemoknięty rozwiesiłem na noc, zdążył wyschnąć, choć nocą trzepotał jak flaga na wietrze. Zwinąłem namiot, zjadłem w samotności bułę z pasztetem, zapiłem jogurtem i wyruszyłem w dalszą trasę.
01 sierpnia 2021
krótko, ale treściwie
Spało się świetnie, nawet o poranku. Krople deszczu monotonnie stukały o zewnętrzne poszycie namiotu... Ekhm, zaraz, jak to deszczu?! No pięknie! Drugi dzień wyprawy i już deszcz? Niestety, to się działo naprawdę. Z krótszymi i dłuższymi przerwami, ale cały czas z nieba lała się woda i nic nie wskazywało na to, by rychło miała przestać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)