05 sierpnia 2012

śladami podlaskich Unitów

Niedzielna podróż upłynęła pod znakiem egzotycznych jak na Polskę miejsc sakralnych, których – im bardziej na północ – tym więcej. Wiatr mi sprzyjał, więc tego dnia, oprócz wycieczki do obozu, udało mi się pokonać jeszcze około 90 km.

Minąłem najpierw Kodeń - wieś o dwóch okazałych świątyniach: katolickiej i prawosławnej.

Perełką, na którą zwróciła mi uwagę sąsiadka na campingu, była cerkiew unicka z XVIII wieku w Kostomłotach. Jadąc drogą z południa w kierunku Terespola, należy w pewnym momencie skręcić w prawo i jechać około 3 km. Do końca nie byłem przekonany czy warto, bo miałem trochę inne plany. Do tego stopnia, że przejechałem skrzyżowanie, nie skręcając. Po kilometrze stwierdziłem, że jednak trzeba wrócić - i jak się później okazało - to była bardzo dobra decyzja.


Sanktuarium Unitów Podlaskich było nie dość że otwarte, to przy wejściu czekał ksiądz i zapraszał na krótką rozprawę we wnętrzu cerkwii. Unici, silnie na tych terenach prześladowani w przeszłości, są moim zdaniem bardzo ciekawą grupą wyznaniową. Z jednej strony cerkiew, w której panuje podobny wystrój (w tym ikonostas) i obrządek, co w cerkwii prawosławnej. Zarówno strój księdza, wygląd, jak i brak celibatu powodują, że nie różni się on zasadniczo od prawosławnego popa. Różnica polega na tym, że kościół unicki uznaje zwierzchnictwo chierarchii rzymsko-katolickiej i jej podlega. Do tego stopnia, że proboszcz, który mnie oprowadzał, jest księdzem rzym-kat, który musiał nauczyć się mszy w obrządku wschodnim.

Ja tymczasem dojechałem do Terespola, pokręciłem się trochę po miasteczku i pognałem dalej. Jadąc tak wśród pól, od zachodu, chmury zaczęły gęstnieć i burza była już tylko kwestią czasu. Jadę tak sobie, patrzę, a tu nagle w szczerym polu… ufo! Ogromny, okrągły i przeszklony na niebiesko budynek. Podjechałem bliżej. No tak, tak przecież wygląda terminal samochodowy w Koroszczynie. Objechałem, wszedłem do środka, zamówiłem obiad. W ciągu kilku chwil na obiad przyszło kilku celników. Mówię, skąd kiestem, kto i zacz, a następnie zagajam mimochodem, czy nie znają w okolicy jakiegoś miejsca do przekimania. – Mamy tu pokoje gościnne, ale najpierw pokaż legitymację. Spoko. Dobra, jak zjesz, idź tam i tam. Poszedłem. Pokoik skromny, bez pościeli, ale mam przecież swoją, więc super, że jest taka opcja. Dzięki, chłopaki! Burza przyszła do godziny. Z nieba wylały się hektolitry wody, a ja cieszyłem się jak dziecko że jestem suchy i mam dach nad głową.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz