Wstałem skoro świt. Nocą przeszła kolejna burza, więc powietrze było rześkie, ale nie zimne. Jak się później okazało, miał to być najcieplejszy dzień wyprawy.
Cel na dziś: województwo podlaskie.
Dzień rozpocząłem od poszukiwań elementów twierdzy brzeskiej, z których najlepiej zachowany znajduje się ponoć w Koroszczynie. Ponoć, bo niestety go nie znalazłem. Oznakowania w terenie nie ma żadnego, a mapy tego miejsca są mizerne. Poszukiwania skończyły się dla mnie babraniem w mokrym i głębokim piachu, utracie sił i cennej godziny z życia. Dałem sobie spokój i wróciłem na ukochany asfalt. Zanim dotarłem do granicy województwa, zatrzymałem się na chwilę w Pratulinie – sanktuarium męczeństwa unitów podlaskich, o którym wspominał unicki proboszcz z Kostomłotów. Tu w 1874 roku poległo trzynastu parafian unickich, broniących się przed rusyfikacją i wcieleniem diecezji chełmskiej do struktur rosyjskiego kościoła prawosławnego. Ostatni punkt programu w województwie lubelskim to oczywiście Janów Podlaski i jego słynna stadnina. Zatrzymałem się tu tylko na krótko, by zerknąć na wspaniałe zwierzęta i popatrzeć, jak to tu naprawdę jest, bo wcześniej znałem Janów tylko z telewizji.
Już tak poza konkursem: czy wiecie, że miastami partnerskimi Janowa Podlaskiego jest - nie przesadzam - z pięć innych Janowów w Polsce i zagranicą? Początkowo miałem plan taki, żeby przedostać się na drugą stronę Bugu promem z Gnojna do Niemirowa. Niestety, w trakcie dnia natknąłem się na informację, że prom stoi ze względu na zbyt niski poziom wód i muszę dołożyć trochę kilometrów, aż do nabliższego mostu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz