02 sierpnia 2012

pierwszy nocleg: Łańcut

Słońce wstało wcześnie. Ja też. Po parku zamkowym nie wolno jeździć nawet rowerem, dlatego postanowiłem się tam wybrać pieszo. Z kempingu miałem nieco ponad 2 kilometry i pod górę, więc nie namyślając się długo, zabrałem ze sobą śniadanie i ruszyłem w drogę.

Zacząłem od spaceru po parku, który do pewnego stopnia przypominał mi ten w Pszczynie: rozległe strzyżone łąki, mnóstwo drzew i schowany pałac, praktycznie niewidoczny z drogi. Urzekły mnie natomiast przepiękne ogrody i fosa na planie gwiazdy pięcioramiennej, okalająca zamek, a szczególnie dwa rozłożyste buki, pamiętające XVIII wiek. Jeden z nich ma korzenie jak broda kpt. Barbosy i koronę sięgającą kilkunastu metrów.
Ciekawostką jest też, że mur obronny zamku okazał się na tyle mocny, że nawet Szwedzi podczas Potopu odstąpili od jego forsowania. Skruszyła go dopiero Anna Lubomirska - właścicielka, która która wygląd postawiła wyżej niż bezpieczeństwo zamku i mocno zainwestowała w ogrody.
Wnętrz nie było mi dane zobaczyć, z uwagi na wczesną porę i perspektywę dalekiej trasy. Będzie okazja, by tu powrócić.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz