28 sierpnia 2014

idziemy na rekord

Czwartek zaczął się piękną pogodą od samego rana, dlatego nie czekając, spakowaliśmy się i już przed dziewiątą gnaliśmy boczną drogą na północ w kierunku Ostródy. Profil również wyjątkowo zachęcał do jazdy: z małymi wyjątkami miało dziś być z górki, a na koniec dnia Żuławy Wiślane, czyli całkowicie płaski teren.

Nawet nie zauważyliśmy pierwszych trzydziestu kilometrów do Ostródy. Wypoczęci i pełni sił, a do tego sprzyjający wiatr i teren. To się rzadko zdarza. Sprawnie przejechaliśmy miasto i zabytkowy most kolejowy na jeziorze Drwęckim, by zaraz niemal utonąć w gęstym lesie i gruntowymi leśnymi ścieżkami podążać na Miłomłyn.

W Miłomłynie czekał na nas kolejny ciekawy obiekt, tym razem hydrologiczny: śluza na Kanale Elbląskim.

Dalej skierowaliśmy się na zachód, czyli na Bynowo i Zalewo, przemieszczając się urokliwą i mało uczęszczaną aleją wśród drzew, które w niektórych miejscach tworzyły wręcz tunele zieleni. Asfalt tutaj nie grzeszy jakością, przez co przemieszczamy się nieco wolniej.

Docieramy wreszcie do Zalewa w powiecie Iławskim – wbrew pozorom nie znajdujemy tu ani śledzika w zalewie, ani nawet grzybków, jest za to: kościół w Zalewie, szkoła w Zalewie, a nawet jezioro. To dwutysięczne miasteczko, ze względu na swoje niewielkie rozmiary raz traciło prawa miejskie, by później znów je odzyskać, a za Niemca bywało nawet miastem powiatowym.

My tymczasem gnamy dalej na zachód przez pagórki i dolinki, by po pięciu kolejnych kilometrach, w towarzystwie lekkiego i przelotnego deszczu, osiągnąć granicę ostatniego województwa naszej wyprawy, czyli Pomorskiego.

Tutaj droga coraz bardziej się zwęża, o asfalcie też chyba zapomnieli, bo jakiś taki wiekowy, połamany i nie pokrywa całej szerokości jezdni. We wsi Milikowo asfaltowa droga ucieka nam w prawo, a nawigacja uparcie twierdzi, że powinniśmy cisnąć prosto. No cóż, żegnaj asfalcie! Od tej pory pozostaje tylko szuter, który skutecznie nas spowalnia. Na szczęście mijamy jakiś mostek, za którym powraca do nas asfalt i to w całkiem przyzwoitej postaci.

Docieramy do Dzierzgonia – do centrum jest z górki, więc gnamy co sił. Później kolejne 25 km przez pola, łąki i pastwiska, i już jesteśmy w Malborku.

Jest późno, dochodzi osiemnasta. Mamy 110 km za sobą, ale zależy nam, żeby dotrzeć dziś jak najdalej, więc zwiedzanie zamku krzyżackiego odkładamy na kiedy indziej. Z resztą o tej porze i tak chyba byłby kłopot się wbić do środka. Szybkie foto z zabytkiem w tle i już jedziemy dalej na północ.

Odtąd zaczynają się Żuławy Wiślane, więc jest totalnie płasko. Wiatr też nie stara się utrudniać nam życia, więc ciśniemy, na ile jeszcze zostało nam pary w kopytach – przez Nowy Dwór Gdański do Stegny. Linię brzegową osiągamy o wpół do dziewiątej wieczorem. Słońce chyli się ku zachodowi, a my znajdujemy kemping nad samym morzem (nr 180) i zaszywamy się w namiotach.

Zasypia się cudownie, z szumem fal w tle i z myślą, że tego dnia wykręciliśmy aż 152 km z sakwami! Dla mnie to dzienny rekord. Dobranoc!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz