Kto mógłby się spodziewać, że jeżdżąc na rowerze w maju można się dosłownie usmażyć na słońcu? Ano można.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjUVBgiHsLbDOLnJPDz4bZ9jI0cAFQ67sNyf_HHj3Gc2GIkKQmLRpCLqs1zxIvurjlBjnDHWN7HSfS-Pg6VpasXt7Y7Y_TEKaxrjUE2pqTAkz-exiMxUdp59eS6umdq1a-EKaHQmeJ1LzYE/s320/szczyrk.jpg)
Pogoda okazała się łaskawa jak rzadko. Udało mi się wykonać wszystkie zaplanowane fotografie. Minus taki, że po powrocie do domu dostałem lekkich dreszczy typowych dla zbyt długiego pobytu na słońcu, a przez specyficzną opaleniznę na rękach i nogach, wyglądam - jak mówią moi najbliżsi - jak małpa ;)
Warunki podczas jazdy: w stronę Szczyrku nie dość że pod górę to jeszcze cyrkulacja południowa i wiatr w pysk. Masakra. Czas przejazdu tam to około 4,5 godziny. W drodze potwornej było już znacznie lepiej: z górki i choć wiatr w plecy już nie taki silny jak ten przed południem, to i tak trasa zajęła "jedyne" 3,5 godziny.
Z ciekawostek: pokonałem jednego dnia w sumie 152 km, co czyni ten wynik moim drugim życiowym osiągnięciem w ciągu jednego dnia, biorąc pod uwagę 154 kilometrową pętlę po Czechach i Opolszczyźnie, kilka lat temu. Niewątpliwy minus: mimo, że zabrałem ze sobą powerbank i ładowarkę z dynama, obydwa te urządzenia nie zdały egzaminu w trasie (po prostu padły) i moja komórka odmówiła współpracy już na początku drogi powrotnej, w Bystrej. Dlatego też na Endo trasę powrotną musiałem rysować ręcznie. Na pohybel pseudo-ładowarkom!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz