Niedziela w połowie maja potrafi być naprawdę upalna. Przekonałem się o tym, pokonując trasę Rybnik - Szczyrk tam i z powrotem.
Kto mógłby się spodziewać, że jeżdżąc na rowerze w maju można się dosłownie usmażyć na słońcu? Ano można.
Tej niedzieli pogoda była wymarzona do wszelkich aktywności fizycznych. W planach miałem wizytę w Szczyrku, przede wszystkim po to, by zrobić kilka zdjęć na strony internetowe konferencji PHPCon Poland i Jesień Linuksowa, które organizuję już któryś raz, ale po raz pierwszy w hotelu Orle Gniazdo właśnie w Szczyrku (i na które nawiasem mówiąc serdecznie zapraszam).
Pogoda okazała się łaskawa jak rzadko. Udało mi się wykonać wszystkie zaplanowane fotografie. Minus taki, że po powrocie do domu dostałem lekkich dreszczy typowych dla zbyt długiego pobytu na słońcu, a przez specyficzną opaleniznę na rękach i nogach, wyglądam - jak mówią moi najbliżsi - jak małpa ;)
Warunki podczas jazdy: w stronę Szczyrku nie dość że pod górę to jeszcze cyrkulacja południowa i wiatr w pysk. Masakra. Czas przejazdu tam to około 4,5 godziny. W drodze potwornej było już znacznie lepiej: z górki i choć wiatr w plecy już nie taki silny jak ten przed południem, to i tak trasa zajęła "jedyne" 3,5 godziny.
Z ciekawostek: pokonałem jednego dnia w sumie 152 km, co czyni ten wynik moim drugim życiowym osiągnięciem w ciągu jednego dnia, biorąc pod uwagę 154 kilometrową pętlę po Czechach i Opolszczyźnie, kilka lat temu. Niewątpliwy minus: mimo, że zabrałem ze sobą powerbank i ładowarkę z dynama, obydwa te urządzenia nie zdały egzaminu w trasie (po prostu padły) i moja komórka odmówiła współpracy już na początku drogi powrotnej, w Bystrej. Dlatego też na Endo trasę powrotną musiałem rysować ręcznie. Na pohybel pseudo-ładowarkom!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz