Drugi dzień rozpoczął się rześko, jak przystało na końcówkę kwietnia w Tatrach. Rano ledwie kilka stopni na plusie, nocą jeszcze lekki deszcz, więc suszenie namiotu i śniadanko na miejscu zajęło mi trochę czasu. Wyjazd o pustym żołądku nie miał kompletnie sensu. Wczoraj zdążyłem zrobić sobie zakupy na śniadanie a i kemping wyposażono w zgrabne wiaty z ławostołami. Suma summarum, zanim wyruszyłem, już po konsumpcji, zrobiła się prawie jedenasta.