sobota, 6 czerwca 2015
do domu!
Kolejny dzień znów powitał mnie krystalicznie czystym niebem. Już o poranku temperatura oscylowała wokół dwudziestu stopni, wszędzie było czuć, że lato kalendarzowe to już tylko formalność. Zwinąłem namiot, zrobiłem kilka pamiątkowych zdjęć i w drogę. Już na moście nad jeziorem minęła mnie grupa około pięćdziesięciu rowerzystów i rowerzystek w wieku licealnym. Najwyraźniej nie tylko ja wykorzystywałem weekend i sprzyjającą pogodę do ruchu na świeżym powietrzu.
czwartek, 4 czerwca 2015
Sielpia dudniąca weekendem
Kolejny poranek przywitał mnie bezwietrznym upałem i spokojem na drogach. Był czwartek, Boże Ciało. Wyjechałem. Na rogatkach Żyrardowa spotkałem sporą grupę rowerzystów w różnym wieku, którzy postanowili wykorzystać weekend na pętelkę po Mazowszu. Jechałem nawet parę kilometrów z nimi, wzbudzając przy tym zaciekawienie i potok pytań. Skąd? Dokąd? Jak długo w drodze, jak często takie wyjazdy i inne takie tam. Chwilę później nasze drogi już się rozeszły i gnałem z wiatrem samotnie, lasem.
środa, 3 czerwca 2015
w drogę powrotną
Drugi dzień konferencji zakończył się około południa. Szybki obiad i w drogę, tym bardziej, że pogoda rewelacyjna i trochę do przejechania jednak jest. Na środę zaplanowałem sobie jakieś siedemdziesiąt kilometrów rozgrzewki i nocleg na campingu Oryszew.
poniedziałek, 1 czerwca 2015
cel: Warszawa, znów
W poniedziałek wyruszyłem skoro świt, w końcu długa droga przede mną. W myślach, na horyzoncie majaczył camping WOK w warszawskim Miedzeszynie, stary znajomy z ubiegłego roku, kiedy to z kolegą Jurkiem pruliśmy na Hel. Cel odległy, ale w zasięgu roweru, gdy wziąć pod uwagę słoneczny dzień oraz wiatr, który według prognoz, tego dnia wreszcie miał być moim sprzymierzeńcem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)